cdn
2009-08-10 20:44:03 UTC
Komentarze
..z prawa i lewa:
* * *
Pod flagą Bandery
Westchnieniem ulgi rodziny byłych mieszkańców Kresów Wschodnich RP
i mieszkańcy Podkarpacia, i w ogóle polscy obywatele świadomi swej
historii przyjęli w piątek, 7 lipca, br. wiadomość, że kilkunastoosobowy
rajd rowerowy ukraińskich dzieci pod hasłem "Europejskim szlakiem
Stepana Bandery" nie został wpuszczony na teren Polski.
Organizatorzy rajdu, niby z Fundacji Dobroczynnej "Eko-Miłosierdzie",
za którymi stoją w rzeczywistości dwie skrajnie nacjonalistyczne formacje
- Kongres Ukraińskich Nacjonalistów oraz partia Swoboda, raz oświadczali
obłudnie, że celem rajdu jest promocja zdrowego stylu życia, a raz,
że "chodzi o to, żeby nasze dzieci były świadome, żeby miały wzór,
przykład...", a tym ma być dla nich... Stepan Bandera. I może nie powinno
to dziwić, skoro tego pożałowania godnego inteligentnego bandytę
prezydent Juszczenko, doktor honoris causa KUL, ogłosił patronem roku
2009, po niedawnym ustanowieniu przez tegoż prezydenta bohaterem
Ukrainy dowódcy UPA Romana Szuchewycza, podobnej "wielkości"
zbrodniarza. Te postaci mają już na Ukrainie dziesiątki monumentów,
których stawianie szczególnie nasiliło się za prezydentury Juszczenki.
Chora ukraińska tradycja historyczna mogłaby być traktowana jako
wewnętrzna sprawa naszego sąsiada, gdyby nie to, że od lat 90., tj.
odzyskania przez Polskę niepodległości i powstania niepodległej
Ukrainy, różnymi zabiegami ukraińscy nacjonaliści usiłują zmusić
Polskę do akceptacji zbrodniarzy formacji OUN i UPA - i zdjęcia
z nich odpowiedzialności za ludobójstwo Polaków w latach 1943-1946
oraz wcześniejsze zbrodnie pre- genocidium atrox. Temu służy cały
łańcuch widocznych działań nacjonalistów ukraińskich, jak nielegalnie
stawiane na terenie Polski pomniki i pomniczki UPA, usuwanie
przez nich lub pod ich naciskiem przez terenowe władze inskrypcji
nagrobnych wskazujących na upowców jako sprawców zbrodni,
publikacje pomniejszające lub usprawiedliwiające zbrodniczość,
a nawet gloryfikujące OUN-UPA.
Patron rajdu rowerowego Stepan Bandera, jako czołowy działacz,
ideolog, propagandysta i w pewnym okresie przywódca Organizacji
Ukraińskich Nacjonalistów, który przygotowywał OUN i grunt społeczny
do "rewolucji narodowej" polegającej na wyniszczaniu nie-Ukraińców,
a głównie Polaków, i który też wciągał do tej "rewolucji" swych rodaków
śmiertelnym terrorem - jest współodpowiedzialny za najcięższą zbrodnię
przeciw ludzkości, zbrodnię nad zbrodniami, ludobójstwo co najmniej
130 tys. Polaków.
Zanim do niej doszło, w okresie międzywojennym OUN dokonała setek
antypaństwowych aktów polegających na niszczeniu mienia państwowego
i prywatnego, napadach rabunkowych i zabójstwach politycznych, w tym
na ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego, czego jednym
ze sprawców był właśnie Bandera, i to wtedy, gdy Pieracki usiłował dojść
do porozumienia z częścią ukraińskich ugrupowań politycznych.
Do tego trzeba dodać wieloletnią (z przerwą w latach 1942-1944)
kolaborację OUN z Niemcami hitlerowskimi, w czym także brał udział
Bandera, i to nawet po wypuszczeniu go przez Niemców z łagodnego
uwięzienia, gdy agonia III Rzeszy była oczywista.
W świetle tych faktów poważnym błędem władz polskich był brak reakcji
we właściwym czasie na powiadomienie przez polskich działaczy na
Ukrainie o planowanym rajdzie pod patronatem zbrodniarza. Władza
udawała, że nie wie, "co się święci", i gdyby nie społeczne protesty,
gdyby nie codzienne monitorowanie sprawy przez media, rajd równie
triumfalnie jak przebiegał na Ukrainie, przekroczyłby polską granicę
i przemierzał tereny obok grobów pomordowanych przez OUN-UPA,
umacniając poprzez odwiedzanie "śladów Stepana Bandery" szerzony
na Ukrainie wizerunek Polski - gnębicielki Ukraińców. Taki był bowiem
faktyczny cel rajdu: zademonstrować, że Ukraińcy nie mają zamiaru
wstydzić się OUN i UPA ani jej przywódców, ani popełnionych przez
nich zbrodni, że "tak wtedy trzeba było" - mordować, co często można
od nich usłyszeć w przygodnych rozmowach. Zamiarem też było pokazanie,
że chociaż polski Sejm dopiero co podjął stosowną uchwałę w sprawie
zbrodni OUN-UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, to nie ma
ona dla Ukraińców żadnego znaczenia.
Jest sprawą haniebną, że postupowscy organizatorzy, działając z
premedytacją, o czym świadczą wykryte niby w ostatniej chwili ich
matactwa i fałszerstwa wizowe (dziwne, że w ogóle możliwe są takie
sytuacje), wciągnęli do tej prowokacji dzieci, ubierając je w stroje
z symbolami OUN i UPA, wyposażając w banderowskie flagi i w
zafałszowaną wizję nacjonalistycznego wodza i jego organizacji.
Można sobie wyobrazić rozczarowanie zawróconych z granicy
uczestników rajdu, traktowanych prawie jako bohaterów, zanim
do niej dotarli, którym teraz będzie wtłaczana w głowy interpretacja
incydentu rodząca żal i nienawiść - oczywiście do państwa polskiego.
A pomiarkowania u organizatorów rajdu nie widać, bo choć nie mogą
zaprzeczyć, że działali podstępnie (nawiązując do praktyk zbrodniarzy,
których czczą), ale z miejsca, z butą, zapowiedzieli odwołanie się
od decyzji władz polskich. I choć bez wątpienia decyzja naszych władz
o odmowie wjazdu rajdu wynikała z wykrytych nieprawidłowości
formalnoprawnych, to lepiej byłoby, gdyby uzasadnienie było moralno-
historyczne, wynikające z szacunku dla ofiar i nieakceptacji zbrodniczych
ideologii. Byłby to jednoznaczny znak dla nacjonalistycznych środowisk
na Ukrainie i w Polsce, że nie mogą sobie na wszystko pozwalać,
przynajmniej na terenie naszego państwa.
Ten brak odwagi władz państwowych nasuwa spostrzeżenie, że bierność
władz wobec przygotowywanego rajdu była wynikiem nie tylko braku
wiedzy historycznej, ale przede wszystkim niekierowania się przez
sprawujących władzę prawdą, brakiem właściwej hierarchii wartości
w ocenie, co jest interesem narodowym i państwowym. Z tego zaniku
u rządzących, ale też u części elit intelektualnych i działaczy społecznych,
instynktu narodowego i państwowego wynika przyzwolenie na fałszowanie
historii, tolerancja dla deptania godności narodowej i opaczne rozumienie
sposobu utrzymywania dobrych stosunków między sąsiedzkimi państwami.
Dla dobrych stosunków międzypaństwowych, a tym bardziej między
wspólnotami narodowymi, nie można się godzić na kult zbrodniarzy,
bo to wcale nie prowadzi do pokoju. Niestety, nawet w tak oczywistej
sprawie jak banderowski rajd pojawiały się głosy polityków, które wyraźnie,
jak np. Henryk Wujec, stały po stronie nacjonalistycznej imprezy. Podkreślał
on kilkakrotnie, że gdyby sprawy wizowe były prawidłowo załatwione, to
rajd powinien być na teren Polski wpuszczony, że te dzieci "miały prawo"
kontynuować przejazd na naszym terenie, że między Ukraińcami i Polakami
należy prowadzić rozmowy na temat wspólnej historii, a nie zabraniać
tego czy innego przedsięwzięcia. Z jednym postulatem można się
zgodzić, mianowicie rozmowami polsko-ukraińskimi, które odbywają się
na różnych szczeblach i w różnych gremiach od przynajmniej 18 lat,
można je prowadzić dalej, choć nie widać, aby ich efekty dla Polski
i Polaków były satysfakcjonujące. Mimo rozmów, konferencji, seminariów,
okrągłych stołów itp. kult OUN-UPA na Ukrainie się rozszerza, ideologia
nacjonalistyczna jest popularyzowana i co najgorsze, indoktrynowane są
już nawet dzieci poprzez specjalnie do tego celu opracowane publikacje,
wystawy, imprezy. W tej indoktrynacji są wyraźne antypolskie elementy.
W internetowych dyskusjach pojawiają się nienawistne wobec Polski
i Polaków wypowiedzi Ukraińców, pogróżki o przyłączeniu w odpowiednim
momencie do Ukrainy tzw. Zakerzonii, czyli południowo-wschodniego
pasa obecnej Polski (także pisało o tym wychodzące w Polsce ukraińskie
"Nasze Słowo"). Takie są efekty rozmów polsko-ukraińskich, które jednak
trzeba kontynuować, ale też stanowczo nie dopuszczać do antypolskich
i gloryfikujących zbrodniarzy ukraińskich wystąpień jak banderowski rajd.
Ewa Siemaszko
* * *
Zatrzymany Bandera
Uczestnicy rajdu szlakiem im. Stefana Bandery nie wjechali do Polski,
ale to nie jest najważniejsze. Kluczową kwestią jest decyzja Wiktora
Juszczenki, który w setną rocznicę urodzin ukraińskiego nacjonalisty
namaścił go oficjalnie na bohatera narodowego. Prezydent musiał
wiedzieć, że czyni ten honor człowiekowi skazanemu w przedwojennej
Polsce na karę śmierci za udział w zamordowaniu ministra Pierackiego,
kolaborantowi Hitlera, twórcy ideologii i oddziałów zbrojnych występujących
przeciwko Polakom i państwu polskiemu.
W imię Bandery bandyci spod znaku UPA i OUN wymordowali na Wołyniu
pół miliona Polaków i Żydów, aby stworzyć przestrzeń pod budowę „wolnej
Ukrainy”.
Najwyższe władze Rzeczypospolitej oraz politycy chlubiący się świetnymi
kontaktami z Juszczenką dyskretnie przemilczeli ten fakt. Dopóki ukraiński
prezydent będzie miał opinię polityka antyrosyjskiego nie będzie w Polsce
krytykowany. Antyrosyjskość usprawiedliwia bowiem wszystko, także głupotę,
nacjonalizm, ludobójstwo i bezczeszczenie pamięci pomordowanych Polaków.
Politycy tak wyczuleni na zachowanie władz niemieckich w odniesieniu do
Eriki Steinbach przeszli obojętnie wobec znamiennego gestu solidarności
prezydenta Ukrainy z terrorystą i bandytą. Wolą powtarzać mechanicznie,
że bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski nie interesując się czyją ta
wolna Ukraina ma twarz.
Leszek Miller
--
cdn
"Tragedia Polaków na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej
winna być przywrócona pamięci historycznej współczesnych pokoleń.
Jest to zadanie dla wszystkich władz publicznych w imię lepszej
przyszłości i porozumienia narodów naszej części Europy, w tym
szczególnie Polaków i Ukraińców."
Uchwała Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie tragicznego
losu Polaków na Kresach Wschodnich
..z prawa i lewa:
* * *
Pod flagą Bandery
Westchnieniem ulgi rodziny byłych mieszkańców Kresów Wschodnich RP
i mieszkańcy Podkarpacia, i w ogóle polscy obywatele świadomi swej
historii przyjęli w piątek, 7 lipca, br. wiadomość, że kilkunastoosobowy
rajd rowerowy ukraińskich dzieci pod hasłem "Europejskim szlakiem
Stepana Bandery" nie został wpuszczony na teren Polski.
Organizatorzy rajdu, niby z Fundacji Dobroczynnej "Eko-Miłosierdzie",
za którymi stoją w rzeczywistości dwie skrajnie nacjonalistyczne formacje
- Kongres Ukraińskich Nacjonalistów oraz partia Swoboda, raz oświadczali
obłudnie, że celem rajdu jest promocja zdrowego stylu życia, a raz,
że "chodzi o to, żeby nasze dzieci były świadome, żeby miały wzór,
przykład...", a tym ma być dla nich... Stepan Bandera. I może nie powinno
to dziwić, skoro tego pożałowania godnego inteligentnego bandytę
prezydent Juszczenko, doktor honoris causa KUL, ogłosił patronem roku
2009, po niedawnym ustanowieniu przez tegoż prezydenta bohaterem
Ukrainy dowódcy UPA Romana Szuchewycza, podobnej "wielkości"
zbrodniarza. Te postaci mają już na Ukrainie dziesiątki monumentów,
których stawianie szczególnie nasiliło się za prezydentury Juszczenki.
Chora ukraińska tradycja historyczna mogłaby być traktowana jako
wewnętrzna sprawa naszego sąsiada, gdyby nie to, że od lat 90., tj.
odzyskania przez Polskę niepodległości i powstania niepodległej
Ukrainy, różnymi zabiegami ukraińscy nacjonaliści usiłują zmusić
Polskę do akceptacji zbrodniarzy formacji OUN i UPA - i zdjęcia
z nich odpowiedzialności za ludobójstwo Polaków w latach 1943-1946
oraz wcześniejsze zbrodnie pre- genocidium atrox. Temu służy cały
łańcuch widocznych działań nacjonalistów ukraińskich, jak nielegalnie
stawiane na terenie Polski pomniki i pomniczki UPA, usuwanie
przez nich lub pod ich naciskiem przez terenowe władze inskrypcji
nagrobnych wskazujących na upowców jako sprawców zbrodni,
publikacje pomniejszające lub usprawiedliwiające zbrodniczość,
a nawet gloryfikujące OUN-UPA.
Patron rajdu rowerowego Stepan Bandera, jako czołowy działacz,
ideolog, propagandysta i w pewnym okresie przywódca Organizacji
Ukraińskich Nacjonalistów, który przygotowywał OUN i grunt społeczny
do "rewolucji narodowej" polegającej na wyniszczaniu nie-Ukraińców,
a głównie Polaków, i który też wciągał do tej "rewolucji" swych rodaków
śmiertelnym terrorem - jest współodpowiedzialny za najcięższą zbrodnię
przeciw ludzkości, zbrodnię nad zbrodniami, ludobójstwo co najmniej
130 tys. Polaków.
Zanim do niej doszło, w okresie międzywojennym OUN dokonała setek
antypaństwowych aktów polegających na niszczeniu mienia państwowego
i prywatnego, napadach rabunkowych i zabójstwach politycznych, w tym
na ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego, czego jednym
ze sprawców był właśnie Bandera, i to wtedy, gdy Pieracki usiłował dojść
do porozumienia z częścią ukraińskich ugrupowań politycznych.
Do tego trzeba dodać wieloletnią (z przerwą w latach 1942-1944)
kolaborację OUN z Niemcami hitlerowskimi, w czym także brał udział
Bandera, i to nawet po wypuszczeniu go przez Niemców z łagodnego
uwięzienia, gdy agonia III Rzeszy była oczywista.
W świetle tych faktów poważnym błędem władz polskich był brak reakcji
we właściwym czasie na powiadomienie przez polskich działaczy na
Ukrainie o planowanym rajdzie pod patronatem zbrodniarza. Władza
udawała, że nie wie, "co się święci", i gdyby nie społeczne protesty,
gdyby nie codzienne monitorowanie sprawy przez media, rajd równie
triumfalnie jak przebiegał na Ukrainie, przekroczyłby polską granicę
i przemierzał tereny obok grobów pomordowanych przez OUN-UPA,
umacniając poprzez odwiedzanie "śladów Stepana Bandery" szerzony
na Ukrainie wizerunek Polski - gnębicielki Ukraińców. Taki był bowiem
faktyczny cel rajdu: zademonstrować, że Ukraińcy nie mają zamiaru
wstydzić się OUN i UPA ani jej przywódców, ani popełnionych przez
nich zbrodni, że "tak wtedy trzeba było" - mordować, co często można
od nich usłyszeć w przygodnych rozmowach. Zamiarem też było pokazanie,
że chociaż polski Sejm dopiero co podjął stosowną uchwałę w sprawie
zbrodni OUN-UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, to nie ma
ona dla Ukraińców żadnego znaczenia.
Jest sprawą haniebną, że postupowscy organizatorzy, działając z
premedytacją, o czym świadczą wykryte niby w ostatniej chwili ich
matactwa i fałszerstwa wizowe (dziwne, że w ogóle możliwe są takie
sytuacje), wciągnęli do tej prowokacji dzieci, ubierając je w stroje
z symbolami OUN i UPA, wyposażając w banderowskie flagi i w
zafałszowaną wizję nacjonalistycznego wodza i jego organizacji.
Można sobie wyobrazić rozczarowanie zawróconych z granicy
uczestników rajdu, traktowanych prawie jako bohaterów, zanim
do niej dotarli, którym teraz będzie wtłaczana w głowy interpretacja
incydentu rodząca żal i nienawiść - oczywiście do państwa polskiego.
A pomiarkowania u organizatorów rajdu nie widać, bo choć nie mogą
zaprzeczyć, że działali podstępnie (nawiązując do praktyk zbrodniarzy,
których czczą), ale z miejsca, z butą, zapowiedzieli odwołanie się
od decyzji władz polskich. I choć bez wątpienia decyzja naszych władz
o odmowie wjazdu rajdu wynikała z wykrytych nieprawidłowości
formalnoprawnych, to lepiej byłoby, gdyby uzasadnienie było moralno-
historyczne, wynikające z szacunku dla ofiar i nieakceptacji zbrodniczych
ideologii. Byłby to jednoznaczny znak dla nacjonalistycznych środowisk
na Ukrainie i w Polsce, że nie mogą sobie na wszystko pozwalać,
przynajmniej na terenie naszego państwa.
Ten brak odwagi władz państwowych nasuwa spostrzeżenie, że bierność
władz wobec przygotowywanego rajdu była wynikiem nie tylko braku
wiedzy historycznej, ale przede wszystkim niekierowania się przez
sprawujących władzę prawdą, brakiem właściwej hierarchii wartości
w ocenie, co jest interesem narodowym i państwowym. Z tego zaniku
u rządzących, ale też u części elit intelektualnych i działaczy społecznych,
instynktu narodowego i państwowego wynika przyzwolenie na fałszowanie
historii, tolerancja dla deptania godności narodowej i opaczne rozumienie
sposobu utrzymywania dobrych stosunków między sąsiedzkimi państwami.
Dla dobrych stosunków międzypaństwowych, a tym bardziej między
wspólnotami narodowymi, nie można się godzić na kult zbrodniarzy,
bo to wcale nie prowadzi do pokoju. Niestety, nawet w tak oczywistej
sprawie jak banderowski rajd pojawiały się głosy polityków, które wyraźnie,
jak np. Henryk Wujec, stały po stronie nacjonalistycznej imprezy. Podkreślał
on kilkakrotnie, że gdyby sprawy wizowe były prawidłowo załatwione, to
rajd powinien być na teren Polski wpuszczony, że te dzieci "miały prawo"
kontynuować przejazd na naszym terenie, że między Ukraińcami i Polakami
należy prowadzić rozmowy na temat wspólnej historii, a nie zabraniać
tego czy innego przedsięwzięcia. Z jednym postulatem można się
zgodzić, mianowicie rozmowami polsko-ukraińskimi, które odbywają się
na różnych szczeblach i w różnych gremiach od przynajmniej 18 lat,
można je prowadzić dalej, choć nie widać, aby ich efekty dla Polski
i Polaków były satysfakcjonujące. Mimo rozmów, konferencji, seminariów,
okrągłych stołów itp. kult OUN-UPA na Ukrainie się rozszerza, ideologia
nacjonalistyczna jest popularyzowana i co najgorsze, indoktrynowane są
już nawet dzieci poprzez specjalnie do tego celu opracowane publikacje,
wystawy, imprezy. W tej indoktrynacji są wyraźne antypolskie elementy.
W internetowych dyskusjach pojawiają się nienawistne wobec Polski
i Polaków wypowiedzi Ukraińców, pogróżki o przyłączeniu w odpowiednim
momencie do Ukrainy tzw. Zakerzonii, czyli południowo-wschodniego
pasa obecnej Polski (także pisało o tym wychodzące w Polsce ukraińskie
"Nasze Słowo"). Takie są efekty rozmów polsko-ukraińskich, które jednak
trzeba kontynuować, ale też stanowczo nie dopuszczać do antypolskich
i gloryfikujących zbrodniarzy ukraińskich wystąpień jak banderowski rajd.
Ewa Siemaszko
* * *
Zatrzymany Bandera
Uczestnicy rajdu szlakiem im. Stefana Bandery nie wjechali do Polski,
ale to nie jest najważniejsze. Kluczową kwestią jest decyzja Wiktora
Juszczenki, który w setną rocznicę urodzin ukraińskiego nacjonalisty
namaścił go oficjalnie na bohatera narodowego. Prezydent musiał
wiedzieć, że czyni ten honor człowiekowi skazanemu w przedwojennej
Polsce na karę śmierci za udział w zamordowaniu ministra Pierackiego,
kolaborantowi Hitlera, twórcy ideologii i oddziałów zbrojnych występujących
przeciwko Polakom i państwu polskiemu.
W imię Bandery bandyci spod znaku UPA i OUN wymordowali na Wołyniu
pół miliona Polaków i Żydów, aby stworzyć przestrzeń pod budowę „wolnej
Ukrainy”.
Najwyższe władze Rzeczypospolitej oraz politycy chlubiący się świetnymi
kontaktami z Juszczenką dyskretnie przemilczeli ten fakt. Dopóki ukraiński
prezydent będzie miał opinię polityka antyrosyjskiego nie będzie w Polsce
krytykowany. Antyrosyjskość usprawiedliwia bowiem wszystko, także głupotę,
nacjonalizm, ludobójstwo i bezczeszczenie pamięci pomordowanych Polaków.
Politycy tak wyczuleni na zachowanie władz niemieckich w odniesieniu do
Eriki Steinbach przeszli obojętnie wobec znamiennego gestu solidarności
prezydenta Ukrainy z terrorystą i bandytą. Wolą powtarzać mechanicznie,
że bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski nie interesując się czyją ta
wolna Ukraina ma twarz.
Leszek Miller
--
cdn
"Tragedia Polaków na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej
winna być przywrócona pamięci historycznej współczesnych pokoleń.
Jest to zadanie dla wszystkich władz publicznych w imię lepszej
przyszłości i porozumienia narodów naszej części Europy, w tym
szczególnie Polaków i Ukraińców."
Uchwała Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie tragicznego
losu Polaków na Kresach Wschodnich